„Lanckorona. Unikalne miejsca, wyjątkowi ludzie”
4 maja br. ruszyliśmy na wycieczkę do Lanckorony. Niby blisko Dobczyc, pewnie niejeden uczestnik już tam był, ale liczy się przecież wspólny wyjazd, jego atmosfera no i zawsze można dowiedzieć się czegoś nowego. Taka przecież rola uniwersytetu. Nie obyło się bez przeszkód. Dopadły nas roboty drogowe. Ale widać anioły lanckorońskie czuwały nad nami, bo wraz z naszym przewodnikiem p. Zbigniewem Lenikiem, nota bene siódmym aniołem lanckorońskim (jak sam stwierdził czasami rogatym) dotarliśmy do celu. I jakże by inaczej – obowiązkowe zdjęcie grupy na rynku (ponoć najbardziej stromym w Polsce) na tle rzeźby anioła autorstwa Enrico Musetry.
A na rynku nasz przewodnik, znawca i miłośnik Lanckorony, z wielką swadą snuł historie odległe w czasie i te współczesne, które miały nam uzmysłowić jakim to niezwykłym miejscem jest Lanckorona, niegdyś miasto, a od 1933 roku wieś. Pewnie bez problemu odzyskałaby ponownie prawa miejskie, ale mieszkańcy wcale tego nie chcą! Wolą być klimatyczną wsią.
A miejsce to magiczne. Tu ponoć natchnienie spływa na wszystkich wraz z promieniami słońca. Z tego też powodu każdy szanujący się artysta musiał obowiązkowo bywać nie tylko w Krakowie, ale i w Lanckoronie. Już sama etymologia nazwy tej małopolskiej wsi daje do myślenia. Wywodzi się z niemieckiego i znaczy tyle co korona kraju. Nieźle! I jeszcze te anioły , z którymi stykaliśmy się na każdym kroku.
A zaczęło się niewinnie. Otóż p. Renata Bukowska, ulegając prośbom córki Zuzi, wymyśliła święto anioła. Ten dość sceptycznie przyjmowany przez wielu ( w tym naszego przewodnika) pomysł chwycił. I tak od 2005 roku po brukowanych uliczkach Lanckorony snują się anioły. I to nie byle jakie . Pierwszym lanckorońskim aniołem został Kazimierz Wiśniak, wybitny scenograf, współtwórca Piwnicy pod Baranami, trzecim Marek Grechuta, który sławił Lanckoronę z balkonu willi Zamek, a p. Zbigniew Lennik nasz przewodnik, bez wątpienia w Lanckoronie rozmiłowany- siódmym. Jest już tych aniołów blisko 20. Pierwszego anioła wręczał Kazimierzowi Wiśniakowi Krzysztof Globisz - anioł krakowski.
Ciągnęło tu do tego coraz bardziej sławnego letniska wielu znamienitych gości. Bywał tu Karol Wojtyła, Andrzej Wajda, Krystyna Zachwatowicz, Grzegorz Turnau i wielu krakowskich aktorów, w tym aż czterech Jerzych: Trela, Bińczycki, Radziwiłowicz i Stuhr. Większość z nich kwaterowała w przedwojennej willi Tadeusz, do której niestety nie dotarliśmy. Może następnym razem. A Kazimierza Wiśniaka i Wojciecha Pszoniaka tak zauroczyła tutejsza aura, że osiedli tu na dłużej. Ich domy mieliśmy okazję zobaczyć w czasie spaceru.
Następnym atutem Lanckorony jest jej zabudowa. Charakterystyczne drewniane chałupy z podcieniami, kiedyś dymnikowe, teraz z kominami, kryte gontem, z wejściami do piwnic przed frontami budynków, z szerokimi bramami, robią klimat rynku i odchodzących od niego uliczek. A jak było w środku tych chałup mieliśmy okazję przekonać się w Muzeum Regionalnym. Zresztą nie tylko wyposażenie domów w tym muzeum się mieści. Jest tam cała izba poświęcona Konfederacji Barskiej. W centralnym punkcie na ścianie wisi wielki obraz Artura Grottgera „ Modlitwa Konfederatów Barskich przed bitwą pod Lanckoroną”. Okopy konfederatów (wierzymy na słowo przewodnikowi) znajdują się też na ufortyfikowanej Górze Zamkowej z ruinami zamku kazimierzowskiego z XIV wieku. Ślady konfederacji znaleźć można również w XIV wiecznym kościele pw. św. Jana Chrzciciela. Tam bowiem pod kaplicą Matki Bożej Różańcowej pochowany został jeden z konfederatów – Antoni Orzeszko.
W Lanckoronie zwiedziliśmy też galerię Kazimierza Wiśniaka i przystanęliśmy w Zaułku Animacji, gdzie mieści się teatr lalek. Weszliśmy do jedynej w swoim rodzaju restauracji Chillout pod chmurką i na łące, a jeśli ktoś zechce to również na słomianej leżance. To świetne miejsce, jak to określił nasz przewodnik, do „lumpienia się”.
Byliśmy w kawiarni Arka , w której całe ściany pokryte są znaczkami, a wystrój przypomina galerię. Zresztą galeria ceramiki mieści się po sąsiedzku. A nawet dwie galerie. Znakiem rozpoznawczym jednej są koty, a drugiej ptaki. No i oczywiście jak na Lanckoronę przystało anioły. Jest też druga kawiarnia. Nie mniej stylowa. To Cafe Pensjonat w dawnym magistracie, jedynym murowanym budynku wśród drewnianej zabudowy.
A o rzut beretem od Lanckorony jest sanktuarium bernardyńskie pw. Matki Boskiej Anielskiej w Kalwarii Zebrzydowskiej ze sławnymi dróżkami kalwaryjskimi. Jak mówi legenda wszystko zaczęło się w Lanckoronie na zamku, gdzie przez okno żona Mikołaja Zebrzydowskiego zobaczyła na górze Żarek trzy płonące krzyże. Dla Mikołaja Zebrzydowskiego był to znak, aby ufundować Kalwarię na wzór Jerozolimy. Dróżkami wprawdzie nie szliśmy, ale przy okazji zwiedzania wielkiej urody barokowego kościoła w Brodach podeszliśmy też do Mostu Anielskiego na rzece Skawince, która na dróżkach kalwaryjskich jest Cedronem.
No cóż. Wiele jeszcze zostało do zobaczenia i pewnie to zachęta do ponownych odwiedzin. Ale czy trzeba pretekstów, aby znów zajechać do Lanckorony? Chyba nie. Najwyraźniej udało się siódmemu lanckorońskiemu aniołowi zauroczyć nas tym miejscem.
Barbara Simon
Wrocław znany i nieznany.
Z niecierpliwością czekaliśmy na dzień 18. kwietnia 2023r. Tego dnia o godz. 5.30 wyruszyliśmy na dwudniową wycieczkę do stolicy Dolnego Śląska. Dzięki staraniom naszej Pani Prezes i trafionym wyborze wśród wielu firm, organizacją wyjazdu zajęła się firma Best City Tours. Trzeba przyznać, że profesjonalnie, bo wszystko, co było zaplanowane, przebiegało sprawnie.
Pierwszym przystankiem była Moszna z przepięknym zamkiem, a właściwie pałacem, jak żywo wyjętym z czołówki baśniowych filmów Disneya (tak naprawdę wzorcem pałacu Kopciuszka był zamek Neuschwanstein w bawarskiej miejscowości Schwangau). O historii pałacu interesująco opowiadał przewodnik. Budowę imponującego zabytku o barokowych, neogotyckich i neorenesansowych wpływach architektonicznych ukończono w XVII w. Po kilku właścicielach od 1886 do 1945 roku pałac był rezydencją potentatów przemysłowych Tiele – Winklerów. Warto wspomnieć, że zamek posiada 99 wież i 365 pomieszczeń. W 1945 przeszedł na rzecz skarbu PRL, w latach 1961 – 1972 mieściło się w nim Państwowe Sanatorium w Branicach, a do 2013 Centrum Terapii Nerwic. Od 2013 roku Urząd Marszałkowski, właściciel pałacu powołał spółkę z o.o. Moszna Zamek. Obecnie w pałacu mieści się hotel, odbywają się imprezy kulturalne i organizowane są kolonie letnie i „zielone szkoły”.
Prosto z Mosznej pojechaliśmy do Wrocławia. Czekała już na nas Panorama Racławicka, która nieodmiennie robi ogromne wrażenie i na tych, którzy zobaczyli ją pierwszy raz i na tych, którzy oglądali ją już wielokrotnie. Olbrzymi obraz o wymiarach 15 m na 114 m namalowali w latach 1893 – 1894, na setną rocznicę Insurekcji Kościuszkowskiej, lwowski malarz, pomysłodawca Jan Styka i krakowski znakomity batalista Wojciech Kossak. Historię i kolejne fragmenty dzieła przedstawił nam przewodnik. Zachwyceni dzieliliśmy się uczuciami i zachwytem, doceniając znaczenie i niezwykłość Panoramy.
Następnie udaliśmy się do Muzeum Narodowego, w którym każdy nas mógł w swoim czasie obejrzeć bogaty zbiór sztuki od średniowiecza do czasów współczesnych. Po czym przejechaliśmy do apartamentowców, w których mieliśmy nocleg. Zgodnie przyznaliśmy, że pokoje z łazienkami były ładne i zadbane. Niczego im nie brakowało. Po obiadokolacji w „Kociołku”, która, mówiąc oględnie, nie wszystkim smakowała, mieliśmy czas dla siebie. Oczywiście wszyscy udaliśmy się na wrocławski Rynek o imponujących rozmiarach 213 m na 178m. Podziwialiśmy piękne kamieniczki i oczywiście szukaliśmy figurek krasnoludków, które są pamiątką po ruchu tzw. „Pomarańczowej Alternatywy” ośmieszającym w sposób pokojowy system komunistyczny. Dowiedzieliśmy się, że krasnoludków jest już około tysiąca i ciągle pojawiają się nowe. Rynek bardzo nam się podobał.
Na drugi dzień po śniadaniu zaopiekowali się nami przewodnicy. Podczas wycieczki nowoczesnymi, ekologicznymi pojazdami, zobaczyliśmy i usłyszeliśmy historię ponad 30 najciekawszych zabytków i interesujących miejsc w stolicy Dolnego Śląska. W szczególności takie miejsca jak: Rynek z zabytkowymi kamieniczkami, Kościół św. Elżbiety, Jaś i Małgosia, Jatki, Uniwersytet, Fontanna Szermierza, Ossolineum, Hala Targowa, Wyspa Piasek, Most Tumski, Ostrów Tumski, Kościół św. Piotra i Pawła, Kościół św. Krzyża i Bartłomieja, Kościół św. Marcina, Katedra, Ogród Botaniczny, Plac Grunwaldzki, Most Zwierzyniecki, ZOO, Hala Stulecia, Pawilon Czterech Kopuł, Most Grunwaldzki, Most Pokoju, Wzgórze Polskie, Promenada Staromiejska, Kościół św. Wojciecha, Pałac Królewski, Plac Solny. Po drodze mijaliśmy tradycyjne krasnale.
Po bardzo smacznym obiedzie w sympatycznej jadłodajni, przejechaliśmy do ZOO z słynnym już Afrykanarium i robiącym wrażeniem obfitością różnorodnych stworzeń morskich Oceanarium. Byliśmy też w Ogrodzie Japońskim, ale o tej porze roku mogliśmy przede wszystkim oczyma wyobraźni zobaczyć jego piękno w pełnym rozkwicie.
O godzinie 16.30 wyruszyliśmy do domu.
Wycieczka bardzo się udała. Mimo chłodnej aury, ale bez deszczu, zobaczyliśmy wiele ciekawych miejsc i spędziliśmy ze sobą wesoło i sympatycznie czas, a to ogromna wartość życia, pobyć z przyjaciółmi i dobrymi znajomymi, a to ważna wartość dodana naszego Uniwersytetu.
Bardzo zatem w imieniu wszystkich uczestników dziękuję Pani Prezes Wandzie Balcerzak – Żółtowskiej za organizację i Paniom Teresie Michałowskiej oraz Marii Grzegorzak za pomoc w sprawach ubezpieczenia i finansowych.
Chcę szczególnie podkreślić rolę Tereni Michałowskiej. Pani Prezes w ostatniej chwili musiała z przyczyn rodzinnych zrezygnować z wyjazdu. Już w autokarze funkcję organizacyjnej opieki nad nami powierzyła właśnie Tereni, z którego to zadania nasza koleżanka wywiązała się znakomicie.
Należą się też podziękowania dla naszego sympatycznego pana kierowcy, który szczęśliwie nas dowiózł na miejsce i przywiózł do domu.
Ewa Kozłowska
W dniu 11.04.2023 wysłuchaliśmy
ciekawego wykładu pt. ZMYSŁ WZROKU przeprowadzonego przez
dr biologii UJ Andrzeja Fiertak.
Oko niczym najdoskonalsza kamera filmowa rejestruje obrazy otaczającego nas świata i za pośrednictwem nerwu wzrokowego przesyła je do mózgu, gdzie powstają wrażenia wzrokowe. Oko jest jednym z najważniejszych zmysłów, dzięki niemu odbieramy około 80% wrażeń. Wbrew pozorom i ogólnej opinii, to co widzimy nie wynika jedynie z tego, co w danej chwili odbiera nasz zmysł wzroku. Na zarejestrowany przez nasz mózg obraz składa się nie tylko to, co odbieramy za pomocą oczu, ale również nasze doświadczenie i ogólna wiedza o danym przedmiocie. Wpływ na to co widzimy ma również perspektywa z jakiej patrzymy na dany obiekt. Nasz mózg lubi płatać nam figle, wprowadzać nas w błędny tok rozumowania, czyli tzw. iluzja optyczna. Gałka oczna stanowi niezwykle czuły aparat odbierający barwę i natężenie światła. Nie ona jednak widzi, interpretacja obrazów zachodzi w korze mózgowej.
Budowa oka – oko składa się z gałki ocznej i aparatu ruchowego, odpowiedzialnego za ruchy gałki .Gałka oczna składa się z:
-rogówki, czyli przeźroczystej błony, która osłania gałkę oczną od przodu i wstępnie załamuje światło,
-twardówki, nieprzeźroczystej błony osłaniającą tylną część gałki ocznej, która ma funkcję ochronną
- siatkówki, błony wewnętrznej, która stanowi warstwę światłoczułą, jej komórki pochłaniają promienie światła (fotoreceptory) i na niej powstaje obraz
-tęczówki, która posiada odpowiednią barwę, działa jako przesłona, gdyż zwiększa lub zmniejsza wielkość źrenicy – otworu przez który światło pada do wnętrza gałki ocznej
-źrenicy, która odpowiada za adaptację oka, czyli ilość światła wpadającego do wewnątrz gałki ocznej
-soczewki jest to element optyczny, załamuje promienie światła, co umożliwia ich skupienie na siatkówce. Odpowiada za akomodację oka, czyli ustawienie obrazu na ostrość. Soczewka zmienia kształt-średnicę dzięki czemu obrazy bliskie i dalekie są widziane z jednakową ostrością
-ciałko szkliste, które nadaje kształt i sprężystość gałce ocznej
Wykład był bardzo ciekawy, trudno wszystko opisać, ale jeszcze może coś na temat chorób oczu, szczególnie w podeszłym wieku. Najczęstsze przyczyny zaburzeń widzenia u osób dorosłych są choroby, takie jak cukrzyca, choroby układu krążenia. A do najczęstszych chorób oczu należy zaćma i jaskra.
Zaćma jest to zmętnienie soczewki oka o różnym nasileniu. Światło przechodząc przez soczewkę z zaćmą ulega rozproszeniu i pochłonięciu. Wynikiem tego widzenie jest rozmyte, a w zaawansowanych przypadkach znacznie upośledzone. Choroba rozwija się stopniowo wraz z wiekiem, zwykle w obu oczach. Zaćmę leczymy wyłącznie operacyjnie. Zabieg operacyjny jest skuteczny, bezpieczny i bezbolesny. Wykonywany jest w znieczuleniu miejscowym, zwykle trwa kilkanaście minut i nie wymaga hospitalizacji, a pobyt na oddziale zabiegowym trwa kilka godzin. Podczas operacji zaćmy usuwa się zmętniałą soczewkę oka, a w to miejsce wszczepia nową, sztuczną indywidualnie dopasowaną dla każdego pacjenta. Jaskra to postępująca choroba oczu prowadząca do uszkodzenia nerwu wzrokowego i komórek zwojowych siatkówki, skutkująca pogorszeniem lub utratą wzroku. Za uszkodzenie nerwu wzrokowego odpowiedzialne jest ciśnienie śródgałkowe, czyli ciśnienie panujące wewnątrz gałki ocznej.
Wykład był bardzo ciekawy, uczestnicy wysłuchali go z dużym zainteresowaniem i uwagą, dowiedzieliśmy się wielu interesujących rzeczy których mimo swojego wieku nie wiedzieliśmy.
Teresa Michałowska
„Dlaczego rośliny powinny spać w nocy”
Frapujący tytuł i temat. A właśnie takiego wykładu mieli możliwość wysłuchać we wtorek 28 kwietnia słuchacze UTW.
Wykład poprowadziła Pani prof. dr hab. Halina Gabryś pracownica naukowa w Zakładzie Biotechnologii Roślin na Wydziale Biochemii, Biofizyki i Biotechnologii Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Nie ukrywam, że wykład do łatwych nie należał. I choć, jak to stwierdziła Pani Profesor, zagadnienia fotosyntezy większość z nas „przerabiała” w ramach biologii w szkole średniej, to jednak było to pół wieku temu! Sporo wiedzy przez ten czas „wyparowało” z naszych głów, a i nauka nie stała w miejscu.
Procesy objęte ogólnym pojęciem fotobiologii roślin są coraz lepiej poznawane i opisywane przez badaczy. Choć rośliny dalej kryją wiele tajemnic. Do dziś nie odkryto np. jak to się dzieje, że roślina reagując na sygnał świetlny wysyła chloroplasty zawierające zielone barwniki (chlorofile) w odpowiednie miejsce – kierują się one w stronę słabego światła, a uciekają od silnego. Nie bez znaczenia są tu specyficzne białka- fotoreceptory, które odbierają sygnał świetlny i przetwarzają je na sygnały wewnątrzkomórkowe. Czy kiedykolwiek zastanawialiśmy się nad tym? Dla nas laików fotosynteza to po prostu przetwarzanie wody i dwutlenku węgla przy udziale energii świetnej w związki organiczne takie jak m.in. cukry i skrobie.
Tymczasem w blaszce liściowej zachodzą złożone i zadziwiające procesy. A wszystko to za sprawą światła. Rośliny reagują na ten świetlny sygnał środowiskowy np. wielkością liści. Gdy światła jest mało wytwarzają duże, cienkie liście, aby maksymalnie wykorzystać to nikłe światło i aby mogło ono dotrzeć do wnętrza liścia. Najbardziej czynne są promienie czerwone i niebieskie. To one właśnie są pochłaniane przez chlorofil. Mniejszą rolę odgrywają promienie zielone. Wszyscy wiemy jak szkodliwe jest promieniowanie ultrafioletowe. Staramy się przed nim chronić. O dziwo, rośliny też to doskonale wiedzą dzięki swoim fotoreceptorom. W ogóle całe życie rośliny zależy od sygnałów dostarczanych przez fotoreceptory, a szczególnie fitochromy, które są barwnikiem wzrokowym roślin. Roślina wie czy noc jest długa, czy krótka. Stąd też mamy określenie roślin dnia krótkiego (np. chryzantema, tytoń) czy też długiego (np. zboża, ziemniaki, szpinak). Generalnie trzeba powiedzieć, że światło kontroluje wszystkie procesy rozwojowe roślin od kiełkowania, przez wzrost i kwitnienie do spoczynku. Nie jest dla nikogo tajemnicą, że światło jest roślinom niezbędne, że w cieniu rosną gorzej i mają zdecydowanie gorszą wydajność.
Ale czy to znaczy, że rośliny mogą funkcjonować na pełnych obrotach tj. przy zachodzących procesach fotosyntezy przez całą dobę? Otóż nie!
Rośliny muszą mieć czas na regenerację po stresie (sic!) i podobnie jak my potrzebują nocnego odpoczynku. A co my robimy? Świecimy nocą bez opamiętania. Wystarczy spojrzeć na Ziemię w czasie nocnego lotu samolotem. Mamy potężne połacie (głównie metropolie) rozświetlone sztucznym światłem wszelkiego rodzaju (lampy żarowe, ledowe, halogenowe itp). Wiele się mówi, iż jest to jeden z czynników mających wpływ na zmiany klimatyczne tj. globalne ocieplenie. Nie mówi się jednak o zgubnym wpływie tego światłą na rośliny. A jest to problem bardzo poważny. Wszak sztuczne oświetlenie:
- redukuje zawartość chlorofilu i azotu organicznego w roślinie, a przez to ogranicza fotosyntezę,
- negatywnie wpływa na kondycję roślin i ich podatność na roślinożerców,
- wpływa na wypieranie gatunków rodzimych przez gatunki inwazyjne,
- jest zagrożeniem dla nocnych zapylaczy, np. ciem.
A więc ostrożnie ze światłem!
Ludzie, zwierzęta i jak wykazała Pani Profesor w trakcie wykładu, również rośliny powinny spać w nocy.
Barbara Simon
Cuda biotechnologii w Twoim domu.
Tak zatytułował swój wykład w dniu 14 marca 2023 r. Paweł Jedynak, dr Wydziału Biochemii, Biofizyki i Biotechnologii UJ, Członek Stowarzyszenia Rzecznicy Nauki.
Biotechnologia to wykorzystanie organizmów żywych do pracy, do produkcji wielu artykułów. Łączy wiedzę biologiczną, chemiczną i inżynieryjną w celu rozwiązywania konkretnych problemów i zadań związanych z możliwościami produkcyjnymi organizmów żywych.
Człowiek, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, że jest w pewnym sensie biotechnologiem, od tysięcy lat wykorzystywał organizmy żywe w produkcji piwa, wina, kiszonek czy serów pleśniowych. Są to przykłady tzw. biotechnologii tradycyjnej.
Dzisiaj też mamy do czynienia z „domową biotechnologią”, bo kisimy ogórki, pieczemy ciasta drożdżowe, nawet chleb na zaczynie z drożdży.
Współcześnie drożdże produkowane są w bioreaktorach, w których namnażane są komórki drożdży, następnie odcedzane, prasowane i pakowane w kostki. Takim domowym bioreaktorem jest np. słoik z kiszonymi ogórkami.
W jogurtach znajdują się już wyselekcjonowane szczepy bakterii. Odpowiednio hodowane i namnażane probiotyki.
Bakterie probiotyczne stosowane są w medycynie. Przy kuracji antybiotykowej podaje się osłonowo tabletki z żywymi bakteriami.
Ważnym źródłem cennych substancji jest pleśń. Właśnie z pleśni Aleksander Fleming w 1928 r. wyprodukował pierwszy antybiotyk - penicylinę. W latach 50-tych sprowadzano gleby z całego świata w poszukiwaniu mikroorganizmów do produkcji innych antybiotyków. Wykorzystano nawet odchody jednego z gatunków małpy.
Inne rodzaje pleśni wykorzystywane są przy produkcji kortyzonu – leku przeciwbólowego, erytrytolu czyli zamiennika cukru, gumy ksantanowej stosowanej do produkcji szamponów, balsamów, pasty do zębów.
Inny rodzaj pleśni to kropidlak czarny, z którego produkuje się kwas cytrynowy , glukonowy, kojowy, który ma właściwości depigmentacyjne czy oksydazę glukonową niezbędną do pomiaru stężenia glukozy, stosowaną w paskach do glukometrów.
Mikroorganizmy to również cenni producenci suplementów diety. Glony produkują beta – karoten, antyoksydanty, astaksantynę, która zestresowana solą zmienia kolor na czerwony, stąd żywiące się tym glonem łososie czy flemingi pozyskują czerwień. Gigantyczne bioreaktory – akweny z zakwitem glonów są rajem dla biotechnologa. Zakwity glonów są też niestety niebezpieczne, np. sinice są bardzo toksyczne. Powstrzymaniem rozprzestrzeniania się tych glonów również zajmują się biotechnolodzy.
Niezwykle ważne jest wykorzystanie gatunku małż w wykrywaniu zanieczyszczeń wody. Umieszcza się je w biosensorach, gdzie wychwytują skażenia. W razie pojawienia się toksyn zamykają się, w ten sposób alarmując o zagrożeniu.
Wyhodowane przeciwciała stosuje się w testach ciążowych i covidowych.
Innym zastosowaniem biotechnologii jest hodowla in vitro roślin, bez ziemi, sterylnie w szkle, bez grzybów i bakterii.
Dr Paweł Jedynak z w sposób niezwykle ciekawy i interesujący wprowadził nas w świat ogromnych możliwości biotechnologii i wyzwań, jakie przed nią stoją. Pełni ona i będzie pełnić ogromną rolę także w działaniach ekologicznych, zmierzających do powstrzymania degradacji naszej planety.
Bardzo dziękujemy i liczymy na kolejne spotkania i wykłady prowadzone z pasją oddanego swojej dziedzinie Naukowca.
Pisząc notatkę korzystałam z fragmentów konspektu Wykładowcy.
Ewa Kozłowska