28 października obejrzeliśmy w Starym Teatrze sztukę Pawła Demirskiego ?Triumf woli? w reżyserii Moniki Strzępki.
Jest to spektakl niezwykły i poruszający. Trudno mówić o przebiegu wydarzeń w ciągu przyczynowo-skutkowym. Trudno go, mówiąc kolokwialnie, ?opowiedzieć?. Oddziałuje przede wszystkim na nasze uczucia, a nawet może weryfikuje spojrzenie na szeroko rozumianą rzeczywistość i jej ocenę. ?Triumf woli? to, jak mówi sam autor, spektakl optymistyczny. Gra aktorów, inscenizacja zmierzają do tego, żeby przerzucić jak najwięcej pozytywnej energii ze sceny na widownię. Wszystkie historie, o których jest mowa, wydarzyły się naprawdę. Historia Kathrine Switzer, pierwszej kobiety, która przebiegła maraton czy górnika, który poważnie chory odszedł z pracy, a za pieniądze z odprawy, pod wpływem nagłego impulsu pojechał stopem do Indii i od tej pory jeździ po całym świecie, pokazują, że człowiek naprawdę wiele może i ?że dobre zmiany nie wymagają, a przynajmniej nie zawsze, jakichś heroicznych postaw, nie są takie trudne?(fragment rozmowy autora z Agatą Dąbek).
Spektakl odnosi się do ogólnej tendencji i mechanizmu, który jest w nas, że większe wrażenie robi na nas wieść o katastrofach niż o pozytywnych zdarzeniach. Twórcy robią na odwrót. Dobro napędza dobro, ma wywoływać pozytywne emocje i kierować nasze oczekiwania w dobrą stronę.
Znamienne i jakże współcześnie prawdziwe są słowa autora sztuki: ?Raczej szukamy wrogów niż przyjaciół, jeżeli ktoś z kimś się nie zgadza, to ta osoba od razu staje się wrogiem, od razu jest zła, jest złym człowiekiem.?To bardzo irytuje autora i ze sceny idzie przekaz, że człowiek jest naprawdę fantastyczny i potrafi być super, co wcale nie jest takie trudne. Jakże ważna jest też mądrość, że dobro wraca, że dobrzy ludzie dostają dobre wiadomości, że symbolicznie można zbudować tratwę i dopłynąć do pingwina. Ile radości i dobrego nastroju daje yoga śmiechu i jaka jest radość samoańskich piłkarzy ze strzelenia gola po uprzedniej sromotnej klęsce z Australią. Wzrusza opowieść o ratowaniu z kanału kaczątek. O prawdziwości zdarzeń świadczą wyświetlane na ekranie w głębi sceny kadry z dokumentalnych filmów. To świetny zamysł scenograficzny.
Spektakl opowiada też historię o brytyjskich strajkach górniczych, wspartych przez ruchy lesbijek i gejów. Przedstawienie zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Dawno nie widziałam tak fantastycznie oddanych scenicznie opowieści, niosących tyle ważnych ponadczasowych treści. Mistrzowska gra aktorska wspaniałych aktorów Starego Teatru, plastyczna, działająca na wyobraźnię scenografia i fantastyczna muzyka, wykonywana zresztą przez samych aktorów, robią wielkie wrażenie. Przedstawienie kończy się pieśnią górników(w języku angielskim) z powiewającymi tęczowymi i Unii Europejskiej flagami. Świetna muzyka, potężne głosy aktorów, porywająca pieśń poderwały publiczność. Bisy przy oklaskach na stojąco, kilkakrotne wyjścia aktorów na scenę najlepiej świadczyły o wartości, walorach scenicznych, reżyserskich i aktorskich spektaklu.
Na koniec przytoczę ocenę widza po jednym z pierwszych przedstawień (premiera 2012 r.), że wyszedł z niego z serotoninową nadwyżką. Wszyscy twórcy spektaklu chcieli wyprodukować po obu stronach sceny trochę tej serotoniny. W moim przekonaniu udało im się to znakomicie.
Ewa Kozłowska