Demencja – nasz problem.

Co powinniśmy wiedzieć o demencji.

 

Problem demencji przybliżył nam dr Andrzej Fiertak na wykładzie 14 maja 2024r. W pierwszej części przedstawił budowę i funkcje mózgu oraz zmiany chorobowe w nim zachodzące, będące przyczyną demencji.   

Demencja, inaczej otępienie, to przewlekła, zapalna choroba mózgu.

Skalę problemu obrazują liczby. W Polsce na demencję choruje 500 tysięcy osób. Na świecie co 3 sekundy rozpoznaje się kolejny przypadek. Wg WHO choroba Alzheimera i inne otępienia są na 5 miejscu wśród przyczyn zgonów. Do 2050 r. będzie 3 razy więcej osób z demencją: 152 miliony.

Przeprowadzono wiele badań dotyczących przyczyn demencji. Niestety ostatecznych konkluzji ciągle brak. Podstawowym czynnikiem jest wiek.

Choroba dotyka głównie osoby po 65 roku życia, przy czym ryzyko zachorowania wzrasta wraz z upływem lat. Procentowo przedstawia się to następująco: 65 - 74 lat 3%, 75 - 84 lat 17%, 85 lat i więcej 32%.

W obrębie demencji znajdują się różne choroby: choroba Alzheimera - zachorowalność 50 - 60 %, demencja naczyniowa, na którą zapada 20- 30% chorych, demencja z ciałami Lewy'ego - 10 - 25% oraz demencja czołowo - skroniowa - 10 - 15%.

Choroba Alzheimera rozwija się podstępnie, początkowo nie niepokoi. Zmiany są obserwowane głównie w płatach skroniowych i ciemieniowych mózgu.

Demencję naczyniową wywołują uszkodzenia naczyń krwionośnych w mózgu. Arytmia, migotanie przedsionków, kumulacja mikroudarów powodują chorobę.

" Co dobre dla serca jest dobre dla mózgu".

Ciała Lewy'ego znajdują się w pniu mózgu. Ich nieprawidłowe funkcjonowanie wywołuje chorobę Parkinsona.

Otępienie czołowo - skroniowe zaliczane jest do grupy schorzeń neurozwyrodnieniowych.

Wykładowca zwrócił uwagę, że nawet zaniedbana choroba przyzębia lub jakikolwiek stan zapalny rozwijający się w organiźmie powoduje rozwój różnych chorób, w tym demencji - choroby zapalnej.

Trzeba przyznać, że problem jest ogromny i dopóki nie mamy z nim bezpośrednio do czynienia, nie zdajemy sobie sprawy, z czym muszą mierzyć się zarówno chorzy jak ich najbliżsi i opiekunowie.

Dziesięć znaków ostrzegawczych demencji to: problemy z pamięcią, trudności w wykonywaniu codziennych czynności, problemy z użyciem właściwego słowa, dezorientacja co do czasu i przestrzeni, kłopoty z oceną sytuacji, problemy z realizacją zadań i planów, chowanie rzeczy w dziwne miejsca, zmiany w nastroju i zachowaniu, trudności w orientowaniu się przestrzennym.

Przejmującym obrazem zachowania chorego na demencję były zaprezentowane przez wykładowcę fragmenty filmu "Ojciec" w reżyserii Floriana Zellera z mistrzowską rolą Anthony'ego Hopkinsa. Kolejne sekwencje ukazywały postępowanie otępienia u bohatera - zmiany nastroju, niedbanie o wygląd, złość i agresję, mieszanie faktów, momenty chorobliwego ożywienia a po nim apatię, wreszcie zagubienie, z którego chory zaczyna sobie zdawać sprawę, co powoduje depresję. Wstrząsający jest ostatni obraz. Bohater płacze, zachowuje się jak małe dziecko, tuli do opiekunki. Kompletnie nie wie, gdzie jest i skąd się tam wziął. Film pięknie uczy, jak należy postępować z chorym. Wyciszać emocje, spokojnie odpowiadać na pytania, uspokajać, kierować myśli na przyjemne sytuacje, dobre wspomnienia, proponować spacer, czytanie.

Chorzy na demencję nie mogą być izolowani. Odosobnienie pogłębia chorobę, powoduje głęboką depresję. Chory "prosi": porozmawiaj ze mną, przyjdź do mnie, spotkaj się ze mną, przeczytaj mi, weź mnie na spacer, wysłuchaj mnie, spytaj, co lubię robić i uczestnicz w tym ze mną, pozwól uczestniczyć mi w spotkaniach rodzinnych i towarzyskich, nie wstydź się mnie, bądź cierpliwy.

Dzisiaj nie ma niestety lekarstwa na zatrzymanie demencji, są jedynie takie, które spowalniają proces chorobowy.

Demencję diagnozuje się głównie metodami psychologicznymi, na przykład testem rysowania zegara czy arkuszem odpowiedzi związanymi z orientacją w czasie i przestrzeni, zapamiętywaniem, liczeniem, funkcjami językowymi.

Niejedni z nas mieli lub nawet mają do czynienia z chorymi na demencję. Problem dotyczy znajomych, rodziny. Wiemy o sławnych ludziach i ich problemie (Ronald Reagan, Margaret Thatcher, Robin Williams czy Bruce Willis).

Możemy bronić się przed otępieniem aktywnością fizyczną dla serca i umysłową dla mózgu, w czym bez wątpienia pomagają nam zajęcia na naszym uniwersytecie, a także spotkania towarzyskie i bycie ze sobą. Nie zaniedbujmy żadnej aktywności i czerpmy radość z każdej chwili.

Życząca wszystkim nieustającej mentalnej sprawności

                                                                                                           Ewa Kozłowska

   Zwiedzanie Łodzi podczas dwudniowej wycieczki 7-5 maja 2024r rozpoczęliśmy od spotkania z naszą przewodniczką p. Aleksandrą Ciach przy obiekcie, który nosi nazwę "Manufaktura". Powstał w miejscu dawnej fabryki włókienniczej Izraela Poznańskiego. Do dziś zachowały się wszystkie budynki tworzące pełny cykl produkcyjny tkanin: od przędzalni, przez tkalnię, po wykończalnię. Olbrzymia powierzchnia sprawia, że obok licznych sklepów znalazło się tu miejsce na instytucje kultury, takie jak muzea (Muzeum Sztuki MS2, Muzeum Fabryki oraz Muzeum Miasta Łodzi), teatr i kino, jak również mała i duża gastronomia w postaci kawiarni i restauracji. Manufaktura w Łodzi zyskała miano centralnego punktu miasta i jest obecnie jego wizytówką porównywalną do ulicy Piotrkowskiej. Z kompleksem fabrycznym Poznańskiego sąsiaduje jego eklektyczny pałac z niezwykle strojną fasadą i urządzonymi z przepychem wnętrzami. Dziś w gmachu mieści się muzeum Miasta Łodzi, które przybliża historię miasta, rodziny Poznańskich oraz najznakomitszych łodzian.

   Spojrzeliśmy też na niezwykły 3,5metrowy lustrzany pomnik w postaci kultowego serca WOŚP ufundowany w darze za hojność mieszkańców na cele fundacji J. Owsiaka.

   Na początku słynnej, ponad 4 km ulicy Piotrkowskiej /w stronę Piotrkowa Trybunalskiego/ pod nr 3 jest podwórze Kamienicy Antoniego Engela ozdobione mozaiką ciętych luster o różnych kształtach ułożone w figury przypominające róże. Autorką Pasażu Róży/od imienia córki artystki/była Joanna Rajkowska.

   Spacer ulicą Piotrkowską, najdłuższym deptakiem, gdzie mieszczą się sklepy, restauracje, ogródki, puby, kluby muzyczne sprawia niezapomniane wrażenie. Podziwiać tu można ozdobne fasady budynków, detale architektoniczne w formie kariatyd, płaskorzeźb, wykuszy...a pod nogami widzimy Aleję Gwiazd i Pomnik Łodzian - pas jezdni ułożony z 17 tysięcy kostek brukowych z imionami i nazwiskami fundatorów. Jest tu Galeria Wielkich Łodzian przedstawiająca ważne dla miasta osoby: Ławeczka Tuwima, Fortepian Rubinsteina, Kufer Reymonta, Stół Fabrykantów, Fotel Jaracza oraz Pomnik Lampiarza.

   Spacerując deptakiem skręciliśmy w podwórko pod nazwą "Narodziny Dnia" i ukazał się nam baśniowy świat fantastyki. Malowidła Wojciecha Siudmaka znalazły się na 260 płytach gresowych wykonanych na zamówienie przez Ceramikę Tubądzin. Olbrzymia instalacja zajmuje 350 m kw powierzchni, płyty mają różne rozmiary od 2m kw do 25 cm kw. Na Szlaku Łodzi Bajkowej spotkaliśmy przy deptaku rzeźbę ulubieńca dzieci - misia z dobranocki "Przygody Misia Uszatka". Widzieliśmy, klapnięte uszko ma!

   Przy wspomnianym “Stole Fabrykantów” siedzi Karol Scheibler twórca największego zakładu bawełnianego w Europie. Obejmował budynki fabryczne m.in. ogromną, przypominającą zamek przędzalnię, magazyny, famuły (domy robotnicze), szkołę, remizę straży ogniowej, szpital, gazownię, klub fabryczny, konsumy (sklepy), rezydencje właścicieli, a także bocznicę kolejową. Miejsce - Księży Młyn to cała dzielnica – dawne imperium rodzin Scheiblerów i Grohmanów. Osobą stojącą przy "stoliku" jest właśnie Henryk Grohman, łódzki fabrykant, dziedzic imperium Ludwika Grohmana. Rozbudował zakład a głównym obiektem była wielka tkalnia mechaniczna. Wiodła do niej monumentalna brama zwana “Beczkami Grohmana”, które stały się jednym z symboli fabrycznej Łodzi. Przypominają beczki lub wielkie szpule nici. Cały zespół urbanistyczny został uznany za zabytek architektury przemysłowej który systematycznie jest odnawiany.  

  Zwiedziliśmy również Pałac Herbsta na Księżym Młynie - perłę łódzkich rezydencji, imponujące wnętrza willi prezentują  styl życia zamożnej rodziny fabrykanckiej. Willa zbudowana została w 1876 r. dla córki największego łódzkiego przedsiębiorcy, Karola Scheiblera - Matyldy i jej męża Edwarda Herbsta, który po śmierci teścia został dyrektorem zakładów włókienniczych Scheiblerów. Po wyremontowaniu w okazałych wnętrzach mieszkalnych obejrzeć można wystawę Muzeum Pałac Herbsta - Dom historyczny, z zachowanym pełnym układem funkcjonalnym pomieszczeń. Natomiast w dawnej stajni eksponowana jest kolekcja malarstwa z XIX i początku XX w.

  W dawnej elektrowni miejskiej zrewitalizowanej w 2008r mieści się najnowocześniejsze w Polsce planetarium, Narodowe Centrum Kultury Filmowej, Centrum Komiksu i Narracji Interaktywnej. Wystawa“ Kino Polonia” to ekspozycja prezentująca przekrojowo ponad 120 lat polskiego kina. Historia opowiadana jest przez pryzmat wydarzeń i osób, które miały największy wkład w rozwój polskiej kinematografii. W podróży po wystawie “Kino Polonia” towarzyszyli nam reżyserowie, scenarzyści, scenografowie czy producenci filmowi w prawie 50 projekcjach, oglądaliśmy eksponaty, plakaty. Dla nas była to w jakimś stopniu podróż sentymentalna, któż bowiem nie pamięta kultowych filmów z dawnych lat. Specjalne miejsce ma w historii kina “Ziemia obiecana” – adaptacja powieści Władysława Reymonta, która jest epickim obrazem konfliktów kapitalistycznej Łodzi końca XIX wieku.

  Odwiedziliśmy też, a jakże, Państwową Wyższą Szkołę Filmową, Telewizyjną i Teatralną im. Leona Schillera w Łodzi założoną w 1948 roku. W Szkole studiowali tak znakomici polscy twórcy, jak Roman Polański, Andrzej Wajda, Krzysztof Zanussi, Małgorzata Szumowska, Janusz Gajos, Cezary Pazura, Barbara Brylska, czy Krzysztof Kieślowski. Dzisiejsza Szkoła to cały kampus składający się zarówno z zabytkowych jak i nowoczesnych przestrzeni. Rektorat Szkoły mieści się w pałacu Oskara Kona przy ulicy Targowej 61. Do znajdującego się na piętrze szkolnego kina prowadzą słynne schody, gdzie przesiadywali dawniej studenci, dyskutując o sztuce i pomysłach na własne filmy. Usiedliśmy wspólnie na tych najsłynniejszych schodach. Nikt nie próbował jednak pobijać rekordów długości skoków ze stopni byłych, sławnych studentów. W kantynie szkoły posililiśmy się obiadem - niedrogo!

   W roku 2015 w geometrycznym Centrum Łodzi, u zbiegu ulic Piotrkowskiej i Mickiewicza, powstał zupełnie nowy dworzec tramwajowy łączący dwie główne osie komunikacyjne miasta. Oficjalna nazwa to Piotrkowska Centrum, jednak mało który z mieszkańców Łodzi jej używa. Przez kolorowe zadaszenie stacji przyjęła się nazwa "Stajnia Jednorożców". Nazwa ta była powodem postawienia w 2019 roku Pomnika Jednorożca. Autorem pomnika jest japoński artysta Tomohiro Inaby. rzeźba wygląda tak, jakby unosiła się w powietrzu.

   W Centralnym Muzeum Włókiennictwa urządzonym w Białej Fabryce Ludwika Ferdynanda Gayera oglądaliśmy różne rodzaje tkanin oraz stroje noszone w XIX i XX wieku. Przy pracy zobaczyliśmy działające maszyny, żakard oraz selfaktor, ożywione dzięki nowoczesnym technologiom. Pokaz unaocznił nam jak ciężka była praca robotników stojących przy maszynach w bardzo trudnych warunkach. Na tyłach muzeum znajduje się Łódzki Park Kultury Miejskiej z charakterystyczną XIX-wieczną zabudową, z domkami tkaczy, drewnianym kościołem przeniesionym z Nowosolnej, podmiejską willą letniskową. Oglądając zbiory i urządzenia mieszkań przenieśliśmy się w czasie do okresu naszego dzieciństwa i młodości, bo wiele z eksponatów i umeblowania pamiętamy z naszych domów.

  Dzięki pracy L. Gayera w Łodzi stanął pierwszy komin fabryczny a krosna zaczęły poruszać się za pomocą maszyny parowej. Po II wojnie światowej zakłady zostały znacjonalizowane i funkcjonowały do lat 90-tych XX wieku pod nazwą ZPB "Eskimo". Dawny ogród pełni funkcję parku miejskiego im. Wł. St. Reymonta.

   Zaproponowany i opracowany przez p. Olę wspólnie z organizatorką p. prezes Wandą Balcerzak-Żółtowską plan wycieczki był bardzo ciekawy, przekrojowy. Pokazał nam, uczestnikom, piękny fragment przemysłowej i artystycznej Łodzi.

   Dziękujemy serdecznie!

                                                                                                                                                                                        Stanisława Błaut

Matka w sztuce


                                30 kwietnia br. wysłuchaliśmy wykładu Pani Adrianny Gajdziszewskiej- rzeźbiarki i edukatorki sztuki nt. matki w sztuce. Mieliśmy okazję dowiedzieć się o wielu artystycznych obliczach matki na przestrzeni lat, wieków a nawet er. Już z paleozoiku bowiem pochodzą figurki Wenus, których przeznaczenie wprawdzie nie jest do końca jasne, ale wszystkie one podkreślały cechy kobiecej płodności (duże piersi, szerokie biodra).

                                A więc mamy pierwsze odniesienie – MATKA - KOBIETA DAJĄCA ŻYCIE. Tak było w paleozoiku, ale i w czasach fenickich (VI-IV w p.n.e.), z których pochodzą figurki kobiet z wyraźnie zaznaczonym ciążowym brzuchem. Tak było też w średniowieczu i w erze nowożytnej. Ciąża była wtedy tematem tabu, a więc stosowano pewne niedomówienia. W sztuce malarskiej sprowadzało się to do delikatnego podkreślania brzucha, czy też stosowania symboli wskazujących na przyszłe macierzyństwo.

Bracia van Eyck w Ołtarzu Gandawskim (1432r.) bardzo realistycznie pokazują nagą Ewę w ciąży podkreślając jej rolę jako matki wszystkich ludzi. W 1511 roku na obrazie „Spotkanie Marii z Elżbietą” austriacki malarz Marx Reichlich przedstawił dwie kobiety –przyszłe matki- Elżbietę noszącą w łonie Jana oraz Marię –Matkę Jezusa. Co ciekawe, w ich brzuchach widać malutkie postaci dzieci. Nawet w najsłynniejszym obrazie Leonarda da Vinci „Mona Lisa” można doszukać się elementów przyszłego macierzyństwa. Uwieczniona na tym portrecie z 1503 roku Lisa Gherardini ma nienaturalnie odsunięte od brzucha ręce co ma sugerować ciążę. Podobnych podtekstów doszukują się znawcy sztuki w obrazie Leonarda da Vinci „Dama z gronostajem”. W tym przypadku ciążowy brzuch ma maskować właśnie gronostaj. Dociekliwi mogą sami zweryfikować tę teorię, bo obraz znajduje się w Krakowie w Muzeum Czartoryskich.

Bez podtekstów przedstawił natomiast kobiety brzemienne Xawery Dunikowski. I rozpętała się burza. A mówimy w tym przypadku o roku 1906, a więc kobiecy brzuch nie powinien już chyba budzić takich emocji. Skąd więc to powszechne oburzenie? Czyżby dalej uważano, że dzieci znajduje się w kapuście lub przynoszą je bociany?

                                I drugie odniesienie - KOBIETA MATKA, którą pięknie pokazuje piękna gotycka rzeźba Madonny z Krużlowej (też do zobaczenia w Krakowie w Muzeum Erazma Ciołka). Leonardo da Vinci w obrazie „Święta Anna Samotrzeć” ukazał macierzyństwo w trzech pokoleniach: świętą Annę trzymającą na kolanach swoją córkę Marię, która z kolei schyla się podtrzymując (czy próbując złapać) dzieciątko Jezus.

                                MATKA – KOBIETA CZUŁA. Czułość kobiecą doskonale oddaje w swoich pracach Stanisław Wyspiański. Secesyjna, miękka i elegancka linia idealnie współgra z czułością karmiącej kobiety –żony artysty („Macierzyństwo” 1905r. MN w Krakowie).

Inny przykład matki czułej możemy zobaczyć w „Macierzyństwie” Paula Gauguin z jego okresu tahitańskiego. Tu również mamy bardzo realistycznie przedstawioną kobietę karmiącą w bliskości z polinezyjską przyrodą.

                                Ale matka to nie tylko czułości. To również surowość, choć z tą w sztuce zdecydowanie rzadziej się spotykamy. Przykładem MATKI KOBIETY SUROWEJ jest surrealistyczny obraz z 1926 roku niemieckiego artysty Maxa Ernsta zatytułowany „Madonna karcąca Dzieciątko w obecności trzech świadków”. Częściej mamy do czynienia z wizerunkiem MATKI OPIEKUŃCZEJ. Taka właśnie jest matka na obrazie Olgi Boznańskiej „Matka z dzieckiem” (1893r.) Symbolem opiekuńczej matki są również pajęcze konstrukcje „Maman” (2002r) amerykańskiej rzeźbiarki Louise Bourgeois. A w dość dosłowny sposób traktują tę opiekuńczość Madonny Szafkowe, otwierane rzeźby, które pod płaszczem chronią zarówno Chrystusa jak i ludzi.

                                Często motywem prac artystów jest MATKA UTRACONA. Namacalny wprost ból po stracie matki widać na obrazie Aleksandra Kotsisa z 1876r. „Matula pomarli”. Trudniej zinterpretować obrazy Andrzeja Wróblewskiego, który tę utratę odnosi często do czasów wojny i przedstawia ją w sposób symboliczny.

Ale to nie tylko artysta cierpi po stracie matki. Cierpią również matki po stracie dzieci. Symbolem MATKI –KOBIETY CIERPIĄCEJ stała się Pieta- wizerunek matki Bożej trzymającej na kolanach ciało Chrystusa. Najbardziej znana to oczywiście watykańska Pieta Michała Anioła. My na wykładzie mieliśmy okazję zobaczyć zdjęcie gotyckiej Piety z Lubiąża.

Przykładem kobiety samotnej, kobiety cierpiącej po stracie dziecka (poronienie) jest obraz z 1932 roku meksykańskiej malarki Fridy Kahlo „Henry Ford Hospital”. Mimo wielkiej determinacji nie było jej dane być matką , a swój ból i cierpienie przenosiła na płótno.

                                 MATKA ARTYSTY. Artyści bardzo często podkreślali w sztuce swoją więź z matką. Tak uczynił James McNeill Whistler (1871 r. „Matka Whistlera”), Henryk Siemiradzki (1887r. „Portret matki artysty). Tak czynił Picasso, Witkacy, van Gogh, Durer i wielu innych. Współcześni artyści przedstawiają często dzisiejszą kobietę- matkę jako osobę obarczoną wieloma obowiązkami, wyzwaniami, ale wciąż jako osobę najważniejszą w życiu człowieka.


                                                                                                           Barbara Simon

Olkusz – Srebrne Miasto.

 

          Wczesnym rankiem, 11 kwietnia wyruszyliśmy autokarem na wycieczkę

do Olkusza. Najstarsze wzmianki o samym Olkuszu datowane są na 1257

rok za panowania Bolesława Wstydliwego. Udokumentowane źródła

wskazują, że w 1299 roku Olkusz miał prawa miejskie. Miasto to jest

kolebką polskiego górnictwa kruszcowego. Badania archeologiczne

wskazują, że górnictwo i hutnictwo ołowiu oraz srebra

funkcjonowało na terenach Olkusza już w XI w.

          Zwiedzanie rozpoczęliśmy od Bazyliki Mniejszej św. Andrzeja Apostoła.

Strzelista , gotycka bryła kościoła od wieków góruje nad miastem. Choć

pierwsza wzmianka o świątyni datowana jest na 1317 rok, to najstarsza jej

część, obecne prezbiterium, została wzniesiona w stylu późnoromańskim w

XIII wieku. Za panowania Kazimierza Wielkiego kościół został rozbudowany

w stylu gotyckim. Pod koniec XVIII w. obok kościoła wybudowano kaplicę

św. Jana Kantego, a obok świątyni w 1913 roku wzniesiono wysoką (63 m)

neogotycką dzwonnicę.

           Najcenniejszym zabytkiem świątyni jest XV wieczny gotycki ołtarz,

Poliptyk Olkuski, dzieło Jana Wielkiego i Stanisława Starego. W jego

skrzydłach znajduje się 16 obrazów, scen z życia Matki Boskiej, św. Anny i

Zbawiciela. Niestety, nie mogliśmy zobaczyć poliptyku w całości - był

zamknięty i można było podziwiać tylko sceny męczeństwa Chrystusa. Do

najcenniejszych zbytków świątyni należą też późnorenesansowe organy,

dzieło Hansa Hummla , wybitnego organomistrza niemieckiego. Organy

przedstawiają szczególną wartość, zachował się bowiem oryginalny

mechanizm i znaczna większość z 1776 piszczałek. Ten wspaniały

instrument zrobił na nas ogromne wrażenie, tak jak cała świątynia, w której

podziwialiśmy mistrzostwo budowniczych, artystów i trwałość ich dzieła,

które przetrwało wieki. W świątyni można też podziwiać pamiątki górniczej

przeszłości Olkusza - XVI - wieczną chrzcielnicę w kształcie romańskiego

kielicha odlaną z olkuskiego ołowiu oraz półtorametrowej wysokości

srebrny Krzyż Gwarków znajdujący się w kaplicy św. Anny.

          Sercem Olkusza jest rynek w kształcie prostokąta - jeden z największych

w południowej Polsce. Na środku rynku wznosił się od XIV w. gotycki ratusz,

rozebrany w XIX w. W południowej pierzei znajduje się klasycystyczny

budynek dawnego starostwa, wybudowany w miejscu średniowiecznego

sądu górniczego i królewskiej mennicy. O rynku i otaczających go

urokliwych kamieniczkach ciekawie opowiadał sympatyczny przewodnik.

Zwrócił naszą uwagę na gotyckie i renesansowe portale oraz kamienne

gmerki, czyli herby olkuskich mieszczan, wmurowane w ściany kamienic.

          Pod wieloma kamienicami rozciągają się gotyckie piwnice. Niektóre z nich

mają trzy kondygnacje i kilkanaście metrów głębokości. W

osiemnastu miejscach Starówki ustawione są rzeźby z brązu olkuskich

gwarków, czyli górników, tworzące Srebrny Szlak Gwarków Olkuskich. Każda

z rzeźb jest inna i niesie inną historię. Nie ukrywam, że byłam zaskoczona

legendarną genezą powiedzenia " Baba z wozu, koniom lżej", którą

przytoczył nasz przewodnik. Otóż powiedzenie związane jest z rzeką Babą,

nad którą leży Olkusz. Legenda głosi, że diabły zaniepokojone górniczą

penetracją ziemi i zagrożeniem dla skarbów i piekła, namówiły rzekę, by

zalała kopalnie. I tak się stało.

           Historię Olkusza poznaliśmy w niezwykłym, fascynującym i kryjącym

prawdziwe skarby miejscu - Podziemnym Olkuszu. Oprawadzani przez

profesjonalną, młodą przewodniczkę mogliśmy zobaczyć astrolabium,

własność niegdyś słynnego astronoma i astrologa Marcina Bylic, poznać

historię ratusza, dzięki przestrzennej makiecie zobaczyć Olkusz z przełomu

XVI i XVII w., obejrzeć znaleziska archeologiczne. Poznaliśmy górnicze i

hutnicze tradycje Olkusza, a także działanie dawnych kopalni - mogliśmy

sami wprawiać w ruch modele historycznych urządzeń. W zachwyt

wprawiła nas "Srebrna komnata" z repliką Srebrnego Krzyża Gwarków

Olkuskich.

 

          Wszystkich, którzy nie byli w Muzeum Twórczości Władysława

Wołkowskiego, namawiam do wizyty w tym miejscu. My mieliśmy tę

możliwość. Ten artysta, (1902 - 1986) nazywany "Michałem Aniołem od

Wikliny", tworzył wiklinowe cuda. Zachwycaliśmy się zarówno niesamowitą

formą jak i precyzyjnym wykonaniem krzeseł, foteli i innych mebli, a także

wiklinowych dzieł związanych z historią i literaturą. Prace Władysława

Wołkowskiego doceniał cały świat, o czym świadczą liczne międzynarodowe

nagrody. Eksponowane w muzeum dzieła trzeba po prostu zobaczyć. Opisać

się ich nie da.

          Ostatnim zwiedzanym przez nas obiektem w Olkuszu było Muzeum

Regionalne PTTK mieszczące się w zabytkowej kamienicy "Batorówka".

Stworzyli je olkuscy społecznicy i nadal jest przez nich społecznie

prowadzone. Ciekawymi eksponatami muzeum są miecz katowski,

kamienny gmerk czyli herb mieszczański, bogata kolekcja archeologiczna. W

dziale etnograficznym oglądaliśmy przedmioty codziennego użytku, które

sami pamiętamy z dzieciństwa jak żelazka z duszą czy

tary do prania. Bogaty był także zbiór dawnych narzędzi i wyposażenia

domu.

          Kolejnym przystankiem naszej historyczno - poznawczej wyprawy były

ruiny Zamku Rabsztyn. Jego historia kryje wiele tajemnic, a dzieje są

burzliwe. Dzięki przewodniczce poznaliśmy te najważniejsze. Nazwa

wywodzi się z niemieckiego "Rabenstein" i oznacza "Kruczą Skałę". Został

wybudowany jako warownia w okresie rozbicia dzielnicowego. Jego

poczatki to XIII wiek. Na szczycie wapiennej skały powstał zamek górny z

kamienną wieżą obronną. Za czasów Kazimierza Wielkiego został

wzmocniony. W XIV wieku powstał zamek średni a w XV

przeprowadzono jego częściowy remont i wykopano studnię. Właścicieli

miał kilku, jednym z nich był starosta Andrzej Tęczyński zamordowany przez

mieszczan krakowskich za znieważenie płatnerza. W XVI wieku rozpoczęła

się, zakończona w wieku XVII, przebudowa zamku w rezydencję magnacką.

W 1657 roku zamek został spalony przez Szwedów. Obecnie jest własnością

gminy Olkusz, której władze przeprowadziły wiele prac zabezpieczających

i rekonstrukcyjnych. Co roku na przełomie czerwca i lipca odbywają się pod

zamkiem turnieje rycerskie,  a pod koniec września Juromania. Ze szczytu

ruin mogliśmy podziwiać rozległą panoramę, a ponieważ pogoda nam

sprzyjała, widok był imponujący.

          W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się jeszcze na Pustyni Błędowskiej i

bez przeszkód zmęczeni, ale pełni wrażeń i różnorodnej wiedzy wróciliśmy

do naszych Dobczyc. Wycieczka była bardzo interesująca. Niedaleki Olkusz i

tyle w nim ciekawych miejsc i zadziwiających historii. Kolejny dowód

na to, że tego, co wspaniałe, niekoniecznie trzeba szukać daleko. Jestem

pewna, że dla każdego z nas wartością dodaną wspólnych wyjazdów jest

bycie ze sobą, rozmowy, towarzyszący dobry humor i koleżeńska

serdeczność. Dlatego w imieniu wszystkich dziękuję naszej

koleżance Renacie Chitry za organizację i prowadzenie wycieczki

oraz, jak zawsze ogarniającej sprawy towarzyszące organizacji, Teresie

Michałowskiej. Spiritus movens wszystkich działań jest nasza Prezes.

Dziękujemy, że możemy korzystać z tego, co oferuje nasz uniwersytet.

 

              Ewa Kozłowska

Fakty i mity o zmianach klimatycznych

 

              9 kwietnia br. wysłuchaliśmy arcyciekawego wykładu p. dr Andrzeja

Fiertaka nt. zmian klimatycznych. Prelegent rozprawił się z wieloma stereotypami

funkcjonującymi w przestrzeni publicznej. Przedstawił też fakty, które każdemu powinny dać

wiele do myślenia. Ale po kolei.

              Nie da się ukryć, że temat globalnego ocieplenia stał się przedmiotem

dywagacji ideologicznych i politycznych. Każdy czuje się zobowiązany do zabrania głosu w tej

sprawie. Jedni twierdzą, że zmiany klimatyczne były, są i będą i nie ma się co przejmować.

Inni, że to wielki problem, który wywołała działalność człowieka. A jak jest naprawdę?

              Żyjemy w okresie wielkiego wzrostu: eksploatacyjnego, gospodarczego,

demograficznego. Dotyczy to zarówno krajów wysokorozwiniętych jak i tych biedniejszych,

które mają dużo surowców kopalnych. U nich energia jest po prostu tania i nikomu nie chce

się w związku z tym oszczędzać. A skoro jest duże zużycie surowców energetycznych to

automatycznie rośnie globalna emisja CO 2. Proces ten został trochę ograniczony w czasie

pandemii (transport), ale obecnie znów nie ma żadnych zahamowań. Najgorsze w tym

wszystkim jest to, że np. w Polsce aż 50% wyprodukowanej energii bezsensownie tracimy! A

to już nie przelewki, bo taka bezpowrotnie zmarnowana energia nie służy w żaden sposób

rozwojowi, a dwutlenek węgla i tak uwalnia. Na dodatek wyprodukowane przez człowieka

gazy cieplarniane w całości uwalniane są do atmosfery. Gazy cieplarniane produkowane są

również ( i to w znacząco większej ilości niż przez człowieka) przez rośliny i oceany. Jednak

zarówno rośliny, jak i oceany chłoną ponownie te gazy. I to z nawiązką! Niestety ta nawiązka

nie równoważy naszej produkcji. Równowaga została w środowisku zachwiana przez czynniki

antropogeniczne.

              Warstwa gazów cieplarnianych się zwiększa, rośnie temperatura.

Obecnie Ziemia jest cieplejsza o 1,2 0 C w stosunku do ery przedprzemysłowej. O

ogrzewającym się Świecie świadczy wiele oznak:

- rośnie temperatura powietrza,

- topnieją lodowce,

- jest coraz mniej śniegu,

- podnosi się poziom oceanów,

- granice zasięgu gatunków roślin przesuwają się w kierunku biegunów,

- zwierzęta migrują,

- zwiększa się wilgotność powietrza,

- coraz mniej tlenu w powietrzu, a więcej węgla z paliw kopalnych.

Mamy efekt sprzężenia klimatycznego: im cieplejsze powietrze, tym więcej pary wodnej. Im

więcej pary wodnej- tym więcej gazów cieplarnianych. Oczywiście zmiany klimatu to nie

jakaś wyjątkowa sytuacja. Klimat zmieniał się zawsze. Wszystko dobrze, ale kiedyś zmiany nie

następowały w tak zatrważającym tempie. I były spowodowane czynnikami

środowiskowymi. Najbardziej nam bliskie masowe wymieranie gatunków miało miejsce ok.

66 mln lat temu (wymieranie kredowe). Pewnie, że można uznać, iż najgorsze przyjdzie nie

za naszego życia. Ostatecznie jesteśmy już seniorami. Ale czy możemy sobie pozwolić na

postawę „ po nas choćby potop”? Gdzie nasza odpowiedzialność za to co robimy i co po

sobie zostawiamy.

              Zaufajmy naukowcom. Oni badają skrupulatnie zjawiska

zachodzących zmian, wskazują sposoby zaradzenia złu. Czy wolno nam dopuścić, aby

interesy polityczne wzięły górę nad głosami rozsądku? Toczy się nie tylko walka z

ociepleniem klimatu, toczy się walka o umysły! Nie poddajmy się manipulacjom,

twierdzeniom pseudoekspertów, którzy niejednokrotnie wygłaszają nieprawdziwe sądy,

uogólniają, mieszają pojęcia. Słuchajmy ekspertów i ufajmy badaniom. Międzyrządowy

Zespół ds. Zmian Klimatu (IPCC), czyli naczelna organizacja raportująca zmiany klimatu i 99%

naukowców są zgodni, że zmiany klimatu mają przyczyny antropogeniczne. Tym samym

człowiek sam podcina gałąź, na której siedzi. Im będzie cieplej- tym gorsze plonowanie roślin,

tym mniej wody, tym więcej zjawisk ekstremalnych. Zmiany klimatu są faktem i nie ma co z

tym dyskutować. Trzeba wziąć się do roboty. To co możemy już teraz to skończyć z betonozą,

z marnotrawieniem wody i energii. Jednym słowem pozostawić po sobie jak najmniejszy ślad

węglowy. Póki co każdy z nas produkuje 5 ton CO 2 rocznie. Dużo! Za dużo! Nie mówmy zatem

o teoriach spiskowych, ale działajmy tu i teraz, tyle ile możemy. Dla siebie i dla naszych

wnuków.

                                                                                Barbara Simon